środa, 27 stycznia 2010

Wywiad dla dziennika "Metro"

W dniu jutrzejszym, czyli 27-go stycznia br w dzienniku "Metro" ukaże się udzielony przeze mnie wywiad na temat wolnomularstwa w kontekście premiery nowej książki Dana Browna pt. "Zaginiony symbol". W związku z tym, że z oryginalnego wywiadu zostanie mały ułamek (tylko na tyle pozwala rubryka), zamieszczam go poniżej w całości - po to, aby wykasowana część nie poszła całkowicie na marne. Wywiad przeprowadziła Pani Maja Staniszewska. Myślę, że poniekąd odpowiada on także na niektóre pytania Czytelników. Dodam, że planuję począwszy z tą notką zwiększyć aktywność na blogu.

- Co to jest Wielka Loża Narodowa Polski, co oznacza ryt szkocki, ilu jest członków?


W.L.N.P. to nazwa tzw. obediencji, czyli organizacji zrzeszającej poszczególne Loże należące do jednego nurtu wolnomularskiego. W tym przypadku jest to nurt zwany potocznie "regularnym", czyli uznawanym przez United Grand Lodge of England, a zarazem najbardziej zbliżony do pierwotnych założeń ruchu, takich, jak np. wymóg uznania istnienia czynnika duchowego w życiu ludzkim - w dowolnej formie. Ryt Szkocki Dawny i Uznany, tak bowiem brzmi jego pełna nazwa, jest to najbardziej powszechny spośród systemów wyższych stopni, które mogą otrzymać wolnomularze, którzy przeszli przez trzy główne stopnie masońskie - Ucznia, Czeladnika i Mistrza. Te stopnie zawierają w sobie pełnię i kwintesencję wtajemniczenia wolnomularskiego, zaś stopnie wyższe powstały w celu pogłębienia nauk zawartych we wtajemniczeniu, rozwinięcia pewnych wątków mitologicznych, itp. W przypadku Rytu Szockiego, najwyższym stopniem wtajemniczenia jest trzydziesty trzeci, przyznawany wyłącznie jako honorowe uznanie czyichś nadzwyczajnych zasług dla ruchu. Szacuję, że w W.L.N.P. jest do dwustu członków, gdyby zaś policzyć wszystkich wolnomularzy w Polsce pracujących w różnych obediencjach, ta liczba prawdopodobnie wzrosłaby trzykrotnie.

- Dlaczego postanowił Pan zostać masonem, ile trwało, zanim został Pan przyjęty i co to dla Pana oznacza "być masonem"?

Ruchem wolnomularskim zainteresowałem się w okresie studiów na UW z wielu powodów. Po pierwsze, jego historia wiązała się w pewien sposób z interesującymi mnie alternatywnymi europejskimi nurtami duchowo-filozoficznymi, mało dziś znanymi, a posiadającymi olbrzymią tradycję i wpływ na naszą kulturę, takimi jak starożytne szkoły misteriów, gnostycyzm, renesansowa alchemia i hermetyzm, a nawet fideli d'amore średniowiecznych trubadurów. Wszystkie te nurty opierały się na indywidualnym wtajemniczeniu. Po drugie, bardzo bliskie były mi najważniejsze zasady wolnomularstwa - krzewienie dobrej i braterskiej atmosfery pomiędzy ludźmi, warstwami społecznymi, środowiskami i światopoglądami, a także wsparcie duchowego życia każdego człowieka, niezależnie od wyznania, poprzez stosowanie uniwersalnych symboli i mitów. Później jeden z moich dobrych przyjaciół okazał się masonem i to on pomógł mi dotrzeć w końcu do "bram Świątyni". Od momentu rozpoczęcia procedury czekałem na przyjęcie około roku. Czasem trwa to dłużej, czasem - rzadziej - krócej. Dodam, że aby zaproponować swoją kandydaturę, nie trzeba posiadać szczególnych kontaktów - wystarczy zgłosić się do wybranej Loży. "Być masonem" - to zdecydowanie pozytywne doświadczenie, choć z zupełnie innych powodów, niż sądzą wielbiciele rozmaitych teorii spiskowych. Kto szuka w Loży władzy, poprawy życia zawodowego, tajemnych układów - zawiedzie się. O ile zostanie w ogóle przyjęty. Moja satysfakcja z bycia wolnomularzem wynika z radości obcowania z naprawdę porządnymi i ciekawymi ludźmi. Jest to bardzo zróżnicowane środowisko, a to moim zdaniem sprzyja twórczemu rozwojowi osobistemu. Nie ma nic gorszego, niż homogeniczna grupa ludzi wyznających dokładnie taki sam pogląd na życie. Tym, co nas łączy, jest zgoda, że przyjaźń jest ważniejsza niż różnice i że wszyscy jesteśmy bliźnimi w ramach wspólnego Absolutu. I chęć wykorzystania tej wiedzy do poprawy życia wokół nas - bez narzucania komukolwiek naszych poglądów. Świątynia jest miejscem kontemplacji i wzmocnienia tych intencji. Polem działania - życie codzienne, gdzie każdy z nas ma za zadanie postępować najlepiej jak potrafi i w zgodzie z własnym sumieniem.

- Czy masoni już rządzą światem, czy dopiero do tego dążycie? I czy nadal spotykacie się na tajemnych rytuałach podczas których pijecie wino z ludzkich czaszek? (to z Dana Browna :))

Władza nad światem musi być strasznie męcząca. Najpierw trzeba ją zdobyć, a potem utrzymać. Zostawiamy to politykom - niech oni się męczą, w końcu zapewne robią to ze szczerej chęci pomocy nam wszystkim. Z mojego, a także - jak sądzę - wielu spośród moich Braci - punktu widzenia, takie podejście do sprawy jest niesamowicie nieefektywne (i nieefektowne). Chyba wolimy zmieniać rzeczywistość w inny sposób - każdy po swojemu - zwłaszcza poprzez zastosowanie naszych ideałów do każdej sytuacji w naszym życiu. Można to robić na wiele sposobów - np. pokazując ludziom wokół, że człowiek człowiekowi może być człowiekiem, a niekoniecznie wilkiem, udzielając się charytatywnie, będąc uczciwym, tworząc dzieła sztuki, udzielając się w debatach, pracując na rzecz społeczeństwa itp. Masonom trudno byłoby zdobyć władzę nad światem, bo nie istnieje ani żadna centralna władza masońska - każda Loża jest suwerenna, tak samo jak każdy mason - ani nie istnieje też żadna centralne porozumienie co do tego, jak idealna rzeczywistość miałaby wyglądać. Każdy z Braci ma za zadanie na własną rękę, niejako oddolnie, tworzyć swoją rzeczywistość najlepiej jak potrafi. Panowanie nad sobą samym - to już samo w sobie trudne i szczytne zadanie. Co do rytuałów, owszem, posiadamy je - choć tajemnymi bym ich nie nazwał - w końcu całkiem sporo informacji o nich można znaleźć w książkach i w Internecie. Tajemnicą nie są same nauki - jest nią ich zrozumienie. Nie jest to tajemnica w rozumieniu sekretu, który można komuś zdradzić na ucho albo nie - prędzej jest to tajemnica wewnętrznego doświadczenia, porównywalna np. z tajemnicą zawartą w przeżywaniu sztuki. Owszem, pijemy wino, jednakże jako naczyń używamy kielichów. Nie słyszałem o rytuałach masońskich, w których pito by cokolwiek z czaszki - ale może po prostu jestem nie dość wtajemniczony! Z pewnością dzięki temu wątkowi sprzeda się jednak o parę więcej egzemplarzy.

- Skąd tyle negatywnych stereotypów o masonach?

Na to pytanie lepiej mogliby odpowiedzieć moi koledzy historycy, którzy doskonale orientują się w procesach, które do takiego stanu rzeczy doprowadziły. Warto powiedzieć, że sytuacja w Polsce jest bardzo specyficzna. M.in. wskutek dziesięcioleci komunizmu, zwalczającego masonerię, tak samo, jak każdy ustrój totalitarny, a także zaborów, w Polsce tradycja wolnomularska została w znacznym stopniu osłabiona. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Europie Zachodniej, a nawet w Turcji. W wielu z tych krajów wolnomularstwo jest nurtem bardzo szanowanym, bardzo otwarcie i aktywnie uczestniczącym w życiu społecznym. Owczywiście, teorie spiskowe i zawiść pojawiały się wszędzie - z wielu powodów. Po pierwsze, człowiek potrzebuje kozła ofiarnego dla uzasadnienia własnych nieszczęść - myślę, że to wyjaśnienie jest szczególnie aktualne i zasadne w naszym kraju. Zdecydowanie łatwiej jest winą obarczyć małe i praktycznie niewidoczne grono osób, niż otwarcie krytykować tych, którzy posiadają znaczący wpływ na rzeczywistość. Po drugie, znalezienie sobie jakiegoś "wroga" jest standardową i starą jak świat praktyką socjotechniczną służącą ujednolicaniu i wzmacnianiu poczucia tożsamości wewnątrz homogenicznych grup - np. elektoratu populistycznych partii politycznych. Po trzecie, każdy, komu zależy na forsowaniu własnej wizji rzeczywistości jako jedynej słusznej, w naturalny i logiczny sposób będzie darzył antypatią ruchy mówiące o tolerancji, pluralizmie światopoglądowym, równości wyznań i ludzi, itp. Zdarzały się też przypadki osób, które wymyślały najprzedziwniejsze i sensacyjne historie na temat masonerii po to tylko, aby zdobyć posłuch i popularność albo zysk ze sprzedaży.

- W nowej książce Dana Browna masoni są nie tylko głównymi, ale też pozytywnymi bohaterami. Czy biorąc pod uwagę ogromną popularność powieści tego autora ma Pan nadzieję, że lektura "Zaginionego symbolu" zmieni spojrzenie szerokiej publiczności na masonów, pozwoli obalić kilka mitów a w skrócie zrobi to, co "Kod Leonarda Da Vinci" zrobił Opus Dei, tylko z przeciwnym znakiem?

Jak wiadomo, książka, aby coś znaczyć, musi bądź to być na bardzo wysokim poziomie literackim, bądź teżpodkoloryzować rzeczywistość tak, aby stała się intrygująca i zapalała zmysły. Ten ostatni zabieg stanowi główną metodę Dana Browna. Opiera się on o tajemnicze zjawiska istniejące w realnym świecie i sprzedaje je w intrygującej postaci. Jako, że jest to fikcja literacka, jest to w pełni uzasadnione działanie. Myślę, ta ksiażka faktycznie może pobudzić zainteresowanie wielkiej rzeczy czytelników ruchem wolnomularskim. Jest to niewątpliwie pozytywny efekt, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie wiedza społeczeństwa o ruchu jest wciąż bardzo nikła, zaś sami wolnomularze wciąż jeszcze niechętnie wypowiadają się publicznie. Skoro książka poprawi wizerunek Zakonu - a zatem, w moim przekonaniu, zbliży go do rzeczywistości, jestem zdecydowanie za. Ci spośród czytelników, których temat ten szczególnie zainteresuje, sami skorygują swoją wiedzę o detale takie, jak owo "picie wina z czaszki". Zwłaszcza, że w książce też można znaleźć sporo prawdziwych informacji o wolnomularstwie i jego filozofii.

- Czy czytał Pan książkę i czy to, co jest w niej napisane ma pokrycie w rzeczywistości? Co najważniejszego w niej zawarto, a czego Panu brakuje? Czy lubi Pan książki Dana Browna, a jeśli tak, to za co (lub za co ich Pan nie lubi)?

Z pozycją, o której mówimy, dotychczas miałem okazję zetknąć się bardzo pobieżnie, jednak rozmawiałem z osobami, które ją w całości przeczytały. Osobiście przeczytałem tylko "Kod da Vinci". Na podstawie tej lektury mógłbym określić literaturę Pana Browna czterema słowami: "intrygująca fabuła, wartka akcja". Autor buduje swoją powieść na wiedzy o masonerii, która w pewnym stopniu jest zgodna z rzeczywistością, zwłaszcza - z tego, co zdążyłem się zorientować - w sferze filozofii. Jednak pewne ogólne konkluzje, zwłaszcza te o władzy nad światem czy o tym, że wolnomularstwo jest kryptoreligią, interpretowałbym raczej jako ten sensacyjny "pieprzyk", który ma dodać czytelnikowi dreszczyku emocji. Myślę, że najważniejsze jest to, że książka częściowo naprawi czarną legendę wolnomularstwa w naszym kraju i być może zainteresuje swoich czytelników do zdobycia rzetelnej wiedzy na ten temat.

- Pisze Pan na blogu, że masoni nie są organizacją tajną, ale dyskretną. Czy zatem w Polsce masoni noszą masońskie pierścienie i czy gdzieś w Warszawie jest takie miejsce jak waszyngtoński Dom świątyni położony o kilka przecznic od Białego Domu? I czy planujecie w przyszłości "wyjść do ludzi" (wspomina Pan o otwartych wykładach a nawet piknikach masonów na zachodzie), jeśli tak to kiedy może to nastąpić, a jeśli nie to dlaczego?

Pozwolę sobie na uwagę z przymrużeniem oka, że nasza Świątynia mieści się w bezpiecznej odległości od polskiego "Białego Domu". Faktycznie, są Bracia, którzy noszą wolnomularski pierścień lub inne symbole, np. w klapie marynarki i nie kryją się ze swoją przynależnością. Osobiście myślę, że proces "wychodzenia do ludzi" już się zaczął, aczkolwiek dość leniwie. Sądzę i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wiedza o wolnomularstwie będzie rosła i co za tym idzie Loże otworzą się na otaczający świat - np. organizując konferencje, dni otwarte, pikniki, spotkania, akcje dobroczynne, a także, że będzie można otwarcie mówić o swojej przynależności bez cienia obawy np. o niemiłe konsekwencje zawodowe lub prywatne, wynikające z niewiedzy i nieprzychylnej nam propagandy pewnych środowisk. Tak jak dzieje się to na Zachodzie. Osobiście myślę, że otwartość w sferze pozarytualnej jest bliższa duchowi wolnomularstwa niźli skrytość - w końcu jest to ruch przyjazny życiu ludzkiemu i jego wszelkim pozytywnym przejawom.

- I jak to właściwie jest z kobietami - Pana Loża ich nie przyjmuje, inne tak. Dlaczego?

Tak jak wspominałem na początku rozmowy, W.L.N.P. należy do nurtu "regularnego", najbliżej trzymającego się starych zasad ruchu. Wolnomularstwo zdefiniowano wówczas jako "bractwo", a więc stowarzyszenie dla mężczyzn. Wbrew niektórym spekulacjom nie wynikało to z męskiego szowinizmu, lecz raczej ze zwykłej chęci spotykania się w męskim gronie - zgodnie z wolnością stowarzyszania się. Sam pastor Anderson, twórca sławnej konstytucji wolnomularskiej, zapytany, odparł, że w żadnym wypadku nie chodzi o brak szacunku dla Dam - wręcz przeciwnie, są one traktowane przez nas z największym możliwym uznaniem - "chodzi o to, aby podczas spotkań łatwiej nam było pozostać Braćmi". Oczywiście poza tym głównym nurtem wolnomularstwa istnieją Loże kobiece, a także koedukacyjne. Chociaż nurt regularny formalnie nie uznaje takich organizacji i nie posiada z nimi oficjalnych relacji, osobiście z całego serca popieram masonki w Polsce i sądzę, że kobiety często mają do uprawiania tej idei lepsze predyspozycje, niż mężczyźni. Ale być może właśnie dlatego ci drudzy bardziej jej potrzebują!