niedziela, 14 lutego 2010

Masoni a Templariusze - jako punkt wyjścia do dalekiej dygresji o inicjacji

Ze statystyk blogu wynika, że jesteśmy czytani już w 15 krajach! To co już pisałem, podtrzymuję - nowe notki będą się pojawiać minimum raz na dwa tygodnie, średnio raz w tygodniu. Dziś kontynuuję odpisywanie na pytania zadane przez Czytelników - i czekam na nowe!

Jedno z pytań zadało niezależnie dwóch Czytelników, a dotyczy ono relacji Wolnomularstwa do Zakonu Templariuszy. Po części, wędrując po kilku poziomach dygresji, nawiążę do pytania o pożytki płynące z uczestnictwa w rytuale wolnomularskim.

- Najpierw chcę panu zadać pytanie, panie Bartoszu(mogę po imieniu?), dotczące konsekwencji jednej z teorii powstania wolnomularstwa. Mówi ona, że wolnomularstwo powstało z przekształcenie się, niszczonego przez francuzów, zakonu templariuszy, którego członkowie przysięgali życie w ubóstwie. Zakon posiadał olbrzymi majątek, ale poszczególni członkowie byli faktycznie ubodzy. Czy istnieje tutaj spójność pomiędzy tymi dwoma zakonami? Czy wolnomularze też są podporządkowani takim regułom?

Proszę swobodnie pisać po imieniu. Na samym wstępie trzeba zaznaczyć, że templariuszowskie pochodzenie wolnomularstwa jest spekulacją opartą na poszlakach. Naukowcy (również wolnomularze), którzy najbardziej skrupulatnie podchodzą do standardów naukowych, jasno mówią, że nie istnieją żadne dowody wskazujące na prawdziwość tej legendy. Istnieje natomiast rzesza naukowców oraz amatorów, którzy formułują tego typu teorie w oparciu o poszlaki, przemawiające na jej korzyść. Najbardziej znaną pozycją, szczegółowo badającą tę teorię jest książka "Zrodzeni z krwi" Johna Robinsona. Inni autorzy posuwają się do znacznie bardziej fantastycznych teorii, np. rodowodu masonerii w misteriach starożytnego Egiptu.

Oficjanie wolnomularstwo mówi jedynie o swojej dowiedzionej i udokumentowanej historii, która formalnie zaczęła się 24 czerwca 1717 roku, a także o dokumentach wskazujących na istnienie podobnych lóż, wywodzących się z cechów kamieniarskich, w XVII w. i wcześniej. Kwestie ewentualnej przynależności do tych lóż Templariuszy pozostawia się indywidualnej spekulacji. Są wśród Braci zarówno zwolennicy tej teorii, jak i sceptycy. Należy tu wspomnieć, że teoria pochodzenia templariuszowskiego wolnomularstwa popularna była od początków formalnego istnienia ruchu i miała swój wyraz choćby w Rycie Ścisłej Obserwy, której mit założycielski był w całości oparty na schedzie po Templariuszach. Również w powstałym w początkach XIX w. Rycie Szkockim istnieją elementy nawiązujące do tej legendy.

Należy pamiętać, że Zakon Templariuszy, gdy powstał, był zakonem działającym w ramach Kościoła Rzymskokatolickiego. Stwierdzenie, że był zakonem religijnym, jest eufemistyczne - była to elitarna armia wiary katolickiej, a więc rycerze, którzy ofiarowali swoje życie Chrystusowi i obronie religii. Dlatego pytanie o podobieństwa między Wolnomularstwem a tymże Zakonem, w jego pierwotnym kształcie, musi znaleźć całkowicie negatywną odpowiedź. Wolnomularstwo jest ruchem zmierzającym do braterstwa wszystkich ludzi, a zatem jego misja jest wprost przeciwna do misji zakonu, który siał postrach wśród "innowierców". Wolnomularze nie są też poddani żadnej "regule" podobnej do zakonów religijnych - ewentualnie można powiedzieć, że ich cała "reguła" zawiera się w słowach: "poznaj siebie" oraz "miłuj biźniego swego jak siebie samego".

Wspólne cele Templariuszy i wolnomularstwa mogłyby powstać dopiero w tym spekulatywnym okresie, w którym Ci pierwsi mieliby przetrwać masakrę, urządzoną im wspólnie, ze względów politycznych i finansowych, przez Papiestwo i króla Francji. Można sobie łatwo wyobrazić, że rozczarowani i zdruzgotani zakonnicy, niegdyś elita Chrześcijaństwa i dumne uosobienie cnót zarówno wiary, jak i etosu rycerskiego, z dnia na dzień poniżeni do statusu heretyków, poddawani uwłaczającym męczarniom i mordowani, mogli przejść pewną przemianę światopoglądową. Po pierwsze, szukając schronienia dla duszy i ciała, ukryliby się w głębokiej konspiracji, po drugie zaś, z pewnością wspieraliby ruch, który sprzeciwiałby się dominacji "jednej słusznej drogi". Ten rodzaj logicznego rozumowania to tylko jedna z wskazówek, które prowadzą do wniosku, że jedni i drudzy mogliby mieć coś wspólnego.

We współczesnej antropologii wyróżnia się dwa pojęcia uwiarygodnienia: "historyczne" i "mityczne". Ujmując zagadnienie w dużym skrócie, pierwsze z nich stosowane jest w liniowej historii dziejów, której źródłem jest kronikarstwo, archiwizacja i dokumentacja... szereg następujących po sobie i wynikających z siebie faktów mających miejsce w "prawdziwym świecie", mierzalnym pięcioma zmysłami, czyli tym uznawanym za konsensus działań zbiorowych ludzkości. "Uwiarygodnieniem mitycznym" jest powołanie się na mechanizmy nieliniowe i często niewidzialne, których przestrzenią jest wyobraźnia, inspiracja i procesy życia duchowego, które nie muszą wiązać się z historycznie udokumentowanym i udowodnionym przekazem, jednak przejawiają się w życiu wewnętrznym jednostek i zbiorowości, mogąc znacząco wpływać na kształt wydarzeń historycznych.

Wolnomularstwo w znacznym stopniu opiera się o ten rodzaj "mitopoetyki" - korzysta z symboli i mitów osadzonych w zamierzchłej przeszłości, choćby powołując się na legendę o Świątyni Salomona i Hiramie, czy też mówiąc o "starożytności Bractwa". Choć z historycznego punktu widzenia taki rytuał redukcjoniście może wydać się zabiegiem dziwacznym, dla osoby biorącej udział w rytuale podobny kontekst mityczny otwiera pewne "sklepienia duszy". Dokonując pewnego przeskoku celem porównania, w podobny sposób np. teatr odgrywający "starożytne misteria" pod postacią sztuk antycznych, może przenieść widzów do innej epoki, innego świata, który historycznie być może istniał, ale z pewnością nie w identycznym kształcie, albo w ogóle nie istniał - co nie umniejsza jego realności w doświadczeniu widza tu i teraz - jak i nie neguje roli "katharsis". W obydwu doświadczeniach stajemy twarzą w twarz z wydarzeniami rozgrywającymi się w "świecie duszy", pozwalającymi spojrzeć z głębszej perspektywy na nasze życie oraz relacje ze światem i otoczeniem. Jako, że cel tych działań przyświecał zarówno dawnym i współczesnym szkołom wtajemniczenia, możemy mówić o "spadku duchowym". I taki właśnie spadek duchowy nosi wolnomularstwo po różnych dawnych i mało pamiętanych formach wtajemniczenia.

Z podobnego powodu wolnomularstwo, jako ruch inicjacyjny, nie potrzebuje dla swojego uwiarygodnienia dowodu historycznej ciągłości z bliższą lub dalszą starożytnością. Odróżniamy bardzo wyraźnie warstwę historyczną od mityczno-inicjacyjnej. Ruch nie musi historycznie i w sposób udokumentowany wywodzić się z pewnych wcześniejszych tradycji, aby przenosić jego "ducha".

Inaczej rzecz ma się w autorytarnych instytucjach religijnych. Dla nich wszelkie doniesienia naukowe o nieścisłościach w ich historii stanowią prawdziwe zagrożenie. M.in. stąd pożar w bibliotece w Aleksandrii, który stał się casusem dla wszystkich innych trwających całą historię dziejów aktów palenia książek, zbiorów i archiwów. Oraz heretyków - na stosach. Mieszanie mitu z rzetelnością historyczną a także fabrykowanie historii prowadzi prędzej czy później do konfliktu nauki i religii. Cały ten proces odbywa się olbrzymim kosztem ludzkości. Po wiekach absolutnego rozłamu między tymi dwiema dziedzinami życia stopniowo zaczyna się mówić o ich zbliżeniu. Wiele osób traktuje to niczym znak olbrzymiego postępu, jednak jedność źródeł religii i nauki była oczywista zarówno dla Hellenów, Egipcjan, średniowiecznych Muzułmanów czy Neopitagorejczyków.

Powracając z tej bardzo odległej dygresji, chcę też dodać, że istnieją liczne badania łączące ruch wolnomularski m.in. z alchemią, renesansowym hermetyzmem i ruchem różokrzyżowców... jest to jednak temat na zupełnie inną notkę w nieokreślonej przyszłości...

niedziela, 7 lutego 2010

Wolnomularstwo a religie, w odpowiedzi na głos Czytelnika

Drodzy Czytelnicy,

Na wstępie dziękuję tym z Was, którzy dalej śledzą losy tego blogu (a nie bloga, jak sugerował jeden z wpisów - "blog" jako rzeczownik męski nieżywotny poprawnie zasługuje na końcówkę "u" - wbrew potocznej praktyce). Jestem świadom, że powinien być on uzupełniany częściej. Głos ponaglenia odebrałem nie tylko w Waszych komentarzach, ale i w mojej własnej Loży. Dlatego postanowiłem narzucić sobie większą dyscyplinę i pisać przynajmniej raz na dwa tygodnie, z tendencją ku pisaniu raz na tydzień.

Dziś piszę w odpowiedzi na jeden z komentarzy (pozwalając sobie w paru miejscach rozszerzyć temat) Czytelnika o pseudonimie "Raven". Oto fragment wypowiedzi:

"Czytając o tym na czym polegają kolejne stopnie wtajemniczenia można odnieść wrażenie, że to praktyka niemal religijna. Rozszerzanie zdolności pojmowanie świata, zdobywanie wiedzy o "życiu i na drodze do jeszcze większego życia (przekraczającego ciało fizyczne), a także jego wielorakiej natury - na poły śmiertelnej, na poły nieskończonej." Brzmi to jak zaproszenie do scjentologów."

Wolnomularstwa nie można nazwać religią z kilku powodów. Po pierwsze, jest ono zdefiniowane jako ruch nie narzucający żadnemu ze swoich Braci jakichkolwiek poglądów natury metafizycznej i szanujący jego własne, o ile nie kłócą się z podstawowymi zasadami ruchu (co może mieć miejsce w przypadku każdego podejścia fundamentalistycznego i nienawistnego). Jednocześnie, wolnomularstwo zachęca każdego człowieka do szczerości wobec własnej religii i do poszerzonej refleksji duchowej, nie pytając go jednak o jej wyniki ani ich nie sugerując. Są to istotne różnice w stosunku do religii, które w swoim masowym wydaniu opierają się na dogmacie, wymogu przyjęcia konkretnych rozwiązań oraz wyraźnym wyborze jednego kultu w opozycji do wszystkich innych (np. dla hierarchów nie do pomyślenia jest aby ktoś był jednocześnie Chrześcijaninem i Muzułmaninem).

Wolnomularstwo jest raczej przestrzenią umożliwiającą swobodną konstrukcję metafizyczną w oparciu o osobistą interpretację jego symboli. Rytuał i wtajemniczenia masońskie stwarzają tę przestrzeń, odgradzają Świątynię od chaosu świata zewnętrznego i prowadzą do skupienia na wewnętrznym, duchowym charakterze egzystencji, który jest uważany za uniwersalny fakt. Te rytuały i symbole mają na tyle uniwersalny charakter, że człowiek inteligentny i refleksyjny nie ma problemu z odniesieniem ich do wyznawanej przez siebie religii, filozofii czy poglądu metafizycznego i zinterpretować tak, by zintensyfikować własne, indywidualne przeżycie czegoś, co czasem nazywa się "tajemnicą rytuału".

Dlatego, gdy czasem będę pisał o swoich przemyśleniach odnośnie duchowych implikacji symboli wolnomularstwa (np. wspomniana nieśmiertelność duszy), proszę traktować to jako wyłącznie mój własny, indywidualny konstrukt i moje prywatne wnioski.

"Nie mówiąc już o tym, że kłócić się to może z wielkimi systemami religijnymi. Wolnomularze głoszą neutralność światopoglądową ale loże o rytach konserwatywnych w praktyce otwarte są jedynie na część denominacji protestanckich bądź deistów. Katolikom przystępować do nich w praktyce nie wolno, idee wolnomularskie kłócą się z Islamem, ideologie dalekowschodnie nie podzielają wiary w Wielkiego Architekta o różnej maści ateistach i agnostykach nie wspominając..."

Może (kłócić się), ale nie musi. To zależy od stylu wyznawania wielkiej religii. Wolnomularstwo jest zakazane przez najbardziej ortodoksyjne i fundamentalistyczne odmiany wielkich religii - w niektórych państwach arabskich przynależność do niego była karana śmiercią, jest też ona zakazana w ortodoksyjnych środowiskach żydowskich. To samo tyczy się najbardziej ortodoksyjnych nurtów w katolicyzmie. Wolnomularstwo nie pasuje do nikogo, kto uważa którąś z religii za jedyną słuszną drogę do Prawdy i jest to dość logiczne, skoro mówi ono o równości religii i ludzi. Ludziom, dla których religią rządzi, tak jak w biznesie, zasada konkurencji, wolnomularstwo faktycznie może wydawać się realnym zagrożeniem. Powstaje jednak pytanie, na ile religia pojmowana w sposób fundamentalistyczny, nienawistny i skierowany przeciw bliźnim jest faktycznie bliska swoich własnych korzeni! Odpowiedź na to pytanie należy jednak do każdego z nas we własnym sumieniu.

Jeśli chodzi o przystawalność religii i wolnomularstwa wystarczy wspomnieć, że olbrzymia większość masonów w Turcji to muzułmanie. Dla katolików, w czasach prześladowań w Anglii, loże były miejscem schronienia, dialogu i pomocy. Wielki Architekt jest symbolem - nie jest powiedziane, że musi być interpretowany jako osobowy, monoteistyczny bóg - dlatego do lóż należy wielu hinduistów czy buddystów. Gdy pod koniec XIX w. w Chicago odbył się Parlament Religii, przedstawicielem Indii i świata hinduizmu był wolnomularz Swami Vivekananda, jeden z pierwszych popularyzatorów metafizyki indyjskiej na Zachodzie. W piękny sposób mówił on o braterstwie ludzi i religii, o jednym Bogu i o wielości ścieżek do Niego. Sposób, w jaki przedstawiał własną religię, był w swoim duchu niezwykle wolnomularski...!

Osobiście nie widzę więc, jak wolnomularstwo miałoby kłócić się z którąkolwiek wiarą ani też nie czuję, by mnie albo komukolwiek z Braci, których znam, cokolwiek narzucało. Wręcz przeciwnie - inspiruje, pogłębia i zachęca. Tym bardziej, że duchowy pierwiastek, symbolicznie nazywany Wielkim Architektem (co jest aluzją do murarskiej symboliki wolnomularstwa, a nie sugestią jakiegoś konkretnie nacechowanego bytu), jest konstytucyjnie określony jako fundament ruchu (z wyjątkiem niektórych nurtów nieregularnych).